Nastąpił wieczór. Siedząc na przeciwko rodziców odczuwałam lekki stres. Starałam się udawać szczęśliwą. Chociaż moje oczy mówiły co innego :
- Jak tam w szkole? - spytała, moja rodzicielka w trakcie nalewania zupy.
- Dobrze...- odparłam, po krótkim namyśle, z trudem powstrzymując łzy.
Zauważyłam, że nikt mnie nie słucha, więc odetchnęłam z ulgą. Posiłek odbywał się w absolutnej ciszy. W końcu skończyłam, wstałam od stołu i bez słowa ruszyłam w stronę drzwi :
- Może podziękujesz za dobry obiad? Czy nawet tego nie jesteś w stanie wydukać - rzekł, gniewnie ojciec.
- Dziękuję - odparłam, cicho.
- Słucham? Głośniej! - krzyknął, wyprowadzony z równowagi.
- Dziękuję! - krzyknęłam, wybiegając.
Zamknęłam drzwi. Wbiłam twarz w miękką poduszkę. Zdałam sobie sprawę, że moje życie nie ma sensu. Wszystkim przeszkadzałam, chciałam w tamtym momencie zniknąć, zniknąć na zawsze.
Próbowałam się skupić na nauce, bez rezultatów. Wybiła północ, a ja nie odczuwałam zmęczenia, jedynie pustkę. Nastąpił kolejny dzień. Pogoda idealnie opisywała mój nastrój. Wchodząc do budynku szkolnego zauważyłam, że jestem obiektem spojrzeń i cichych szeptów. Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Kiedy dobiegły końca, z obojętną miną wyszłam z klasy. Wtedy dopadła mnie kocica, zmora wszystkich koszmarów sennych - Katie. Jak zwykle ubrana w skąpy strój, poprawiając swoje długie blond włosy :
- Cześć, Megan! Masz chwilkę? - spytała, udając miłą.
- Nie - odparłam, wściekle.
- Nie denerwuj się tak. Chciałam tylko porozmawiać, spokojnie - rzekła, robiąc słodką buźkę.
- Nie mamy o czym, żegnam - odparłam, chamsko.
Nie dawała za wygraną, w końcu, zdenerwowana zgodziłam się :
- To o czym chcesz tak BARDZO pogadać? - rzekłam, znudzona.
- Skąd wzięłaś takie śliczne buty?! - krzyknęła, zachwycona.
- Ze sklepu? - odparłam, zdezorientowana.
- Słyszałaś o nowym sklepie, który otwarli? Pewnie stamtąd je masz - rzekła, szczęśliwa.
Zastanowiłam się, co odpowiedzieć. Postanowiłam skłamać :
- Oczywiście, a gdzież by indziej - odparłam, próżnie.
- Fajnie, że się przyznałaś, że kupujesz w ciucholandzie - rzekła, z ironicznym uśmieszkiem.
Rozpoczął się zbiorowy śmiech. Zostałam upokorzona, inni mieli satysfakcje z mojego nieszczęścia :
- To wcale nie tak! Chodziło mi o inny sklep! - krzyknęłam. żałośnie.
- Tak, skarbie, tłumacz się - odparła, nie powstrzymując uśmiechu.
- Tak między nami, może poproś tatusia o nowe ciuszki, zaraz...Przecież on cię nienawidzi. Eh, cóż poradzić na tę patologię - rzekła, a inni zaczęli brać od niej przykład i mi dogadywać.
- Wszyscy jesteście skończonymi idiotami, a ty wredną, wstrętną, jadowitą żmiją! - krzyknęłam. wściekła.
Po raz pierwszy Katie oburzyły moje słowa. Zaczęła mówić do mnie obraźliwe komentarze, aż nagle...Pociągnęła mnie za ramię. Nie wytrzymałam i z całej siły uderzyłam ją prosto w twarz. Upadła na ziemię. Zapadła cisza, moim oczom ukazała się wściekła mina dyrektora. Próbowałam wytłumaczyć, że to była samoobrona, ale oczywiście inni zeznali, że to JA zaczepiałam blondyneczkę.
W milczeniu czekałam na rodziców. Słuchałam głośno muzyki, chciałam zagłuszyć myśli - w tym przypadku nawet to nie pomogło. Nagle auto zaparkowało pod naszym domem - wrócili. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam im drzwi.
Mama patrzyła na mnie zapłakanymi oczami :
- To co zrobiłaś było okropne, zawiodłam się na tobie. Zaatakowanie koleżanki to poważny czyn, za który grozi ci nawet sąd - rzekła, chłodno.
- Powiem to tak. Masz szlaban na telefon, telewizję, telefon. Ponad to jeszcze dzisiaj pojedziesz do szpitala i przeprosisz Katie za swoje naganne zachowanie! - wtrącił, ojciec.
- Nie mogę tego zrobić, ponieważ od wielu lat mnie prześladowała, dzisiaj obrażała nawet ciebie! Innych nastawia przeciwko mnie! Nawet chciała zrobić mi mocnego siniaka, w postaci silnego uderzenia, ale na szczęście znam elementy samoobrony - odparłam, ponuro.
Odpowiedziano mi mocnym uderzeniem w twarz, mało brakowało, a stało by się to samo co z "podłą żmiją" :
- Jeszcze raz skłamiesz, a nigdy nie staniesz na tych marnych nogach! - krzyknął, gniewnie.
- Kochanie, daj spokój...Córeczko...Zostałaś przeniesiona do innej szkoły, z resztą do najlepszej w Londynie. Stąd jest do niej spory kawałek, ale nie mamy innego wyjścia. Myślę, że dzięki temu zmienisz się na lepszego człowieka. Jeśli chodzi o sprawę z tą nastolatką, to chyba dobrze, że już nie będziesz musiała jej oglądać - rzekła, z nadzieją mama.
Ogarnęła mnie radość. Udawałam, że jest mi to obojętne, a w głębi duszy skakałam ze szczęścia. Wreszcie się od niej uwolniłam, rozpoczęłam nowe życie.
Oczywiście musiałam wykonać polecenie ojca i jeszcze tego samego dnia pojechałam do szpitala. Jak zwykle Katie przesadzała, nic jej nie było, a ona zrobiła wielką aferę :
- Kogo ja tu widzę. Czego chcesz wariatko?! - powitała mnie "miłym głosem" jak zawsze.
- Chciałam cię przeprosić i się pożegnać - odparłam, szczęśliwa.
- Na co mi twoje marne przeprosiny?! Powinni cię zawieść do jakiegoś zakładu psychiatrycznego! - krzyknęła, wściekła.
- Do prawdy? Cóż mogłaś nauczyć się samoobrony, wtedy by do niczego nie doszło - rzekłam, z lekkim uśmiechem.
- Wyjdź stąd, zatruwasz powietrze - odparła, wściekła.
- Jesteś pewna, że to nie twój zapach? - spytałam, udając miłą.
- Powiedziałam : wynoś się! - krzyknęła, zła.
- Jak sobie życzysz. Bądź zdrów! - odparłam, wychodząc.
- Idiotka - burknęła.
Wchodząc do samochodu, zaczęłam się śmiać. Ojciec był zdezorientowany, ale nie domagał się wyjaśnień.
Wreszcie pojawiło się "światełko w tunelu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz