"To nie może być prawda! Wszystko tylko nie on!" - pomyślałam, zdenerwowana. Wiele osób powiedziało by, że byłam do niego uprzedzona. W końcu znałam go dopiero dwa tygodnie, ale w jednej chwili przypomniały mi się wszystkie złe wspomnienia związane z nim : próba pocałunku, który dla niego nic nie znaczył, zabawianie się z inną panną na moich oczach, naśmiewanie się ze mnie (nigdy nie traktował mojej osoby poważnie), kłamstwo...Z tej złości rozbolała mnie głowa :
- Bello, czy nie może ktoś inny tego zrobić? - spytałam, z nadzieją.
- Jace jest najlepszym łowcą w Londynie. Zależy mi na tobie, Megan i gdyby coś ci się stało...- rzekła, z nagłym smutkiem.
Komuś na mnie zależy. Miałam ochotę na uścisk, ale w porę się opanowała i wróciła do swojego normalnego tonu, który przywołał mnie do porządku :
- Chcę, abyście przynajmniej większość czasu ze sobą spędzali, a teraz wybaczcie, ale mam masę innych spraw - rzekła, wychodząc.
- Pamiętaj Megan to dla twojego dobra - dodała.
Zostaliśmy sami. Unikałam jego wzroku. Usiadłam na ławce i wpatrzona w swoje buty siedziałam w milczeniu :
- Szukasz jakieś skazy? - spytał, siadając obok mnie.
Spiorunowałam go wzrokiem :
- Nieźle ci poszło na tym statku - rzekł, po chwili.
Pochwalił mnie. To jedno zdanie sprawiło, że cała negatywna energia ze mnie spłynęła :
- Dzięki - odparłam, z dumą.
- Chociaż moim zdaniem cała ta sytuacja była co na mniej śmieszna. Piraci występują w bajkach dla małych dzieci - rzekł, rozbawiony.
- Chyba nie oglądałeś filmu "Piraci z Karaibów". Radziłabym ci oglądnąć, no chyba, że preferujesz filmy o wampirach, aby się doszkolić - odparłam, ze śmiechem.
Było to mało zabawne - wiem, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy :
- Proszę cię tylko nie te marne wampirki. Nienawidzę tego. Ludzie, którzy to wymyślają mają bujną wyobraźnię. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, ale co tam. Najważniejsze są pieniądze, a niektóre dzieciaki w to na prawdę wierzą - rzekł, poważnie.
- Każdy widzi to co chce widzieć - odparłam, szybko.
- Co masz na myśli, Megan? - spytał, zaciekawiony.
- Każdy z nas patrzy innymi oczyma na ten świat. Często wmawiamy sobie pewne rzeczy po to, by czuć się lepszymi, by nie mieć wyrzutów sumienia. Zamykamy oczy na prawdę. Jesteśmy w stanie uwierzyć w kłamstwo, by poczuć ulgę. Ty widzisz świat z innej perspektywy - po części nudny, po części przekoloryzowany. Ja natomiast widzę piękno tego świata. To znaczy - widziałam, do póki nie dowiedziałam się o tym wszystkim - odparłam, poważnie.
Zamyślił się. Sądziłam, że zaraz wymyśli jakąś głupią odzywkę, a tymczasem :
- Każdy ma do tego prawo. Wolałaś żyć w niewiedzy? Co z tego, że wtedy wszystko było by piękne skoro nieprawdziwe - rzekł, obojętnie.
- Chyba tak - odparłam, bez chwili namysłu.
Chciałam skończyć ten temat, stał się ciężki i męczący :
- Jutro po lekcjach zaczynamy trening i nie chcę słyszeć żadnych wymówek panno Jonns - rzekł, wesoło.
- Tak jest kapitanie! - krzyknęłam.
Rozbawieni popędziliśmy do swoich pokoi. Wybiła 22 - godzina ciszy nocnej. Nie czułam się senna. Moje myśli błądziły w okół Jace'a :
- Może on nie jest taki zły - pomyślałam.
Niestety następnego dnia kazano mi iść do szkoły. Nie pozwolono jednak wrócić do domu. Nie wiem dlaczego rodzice się na to zgodzili. Upewniało mnie to w ich nienawiści do mnie :
- Hej, dlaczego przez ten tydzień nie chodziłaś do szkoły? - z zamyśleń wyrwała mnie Jane.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na pewno nie mogłam jej powiedzieć tekstu typu :
- Hej, właśnie się dowiedziałam, że jestem wybraną, czyli pół łowcą, pół człowiekiem i mogę stanowić łatwy łup dla wampirów. W lesie nieopodal twojego domu zaatakował mnie jeden z nich. Twoi przyjaciele są łowcami, czyli zabójcami wampirów i posiadają nadprzyrodzone zdolności. Byłam nawet na pirackim okręcie, ale to jest akurat mało istotne.
Zamiast tego powiedziałam :
- Miałam pewne problemy...Zdrowotne...- rzekłam, co nie było kłamstwem, bo przecież ten tydzień przeleżałam w łóżku.
- Biedactwo! Mogłaś przynajmniej zadzwonić, no ale okay, rozumiem. I jak się teraz czujesz? - spytała, opiekuńczo.
- Lepiej - odparłam, udając kaszel.
Przytuliła mnie. Na prawdę było mi źle z powodu kłamstwa, ale ze względu na jej przeszłość nie mogłam jej tego powiedzieć. Z resztą to był wystarczający szok dla mnie :
- Słyszałam, że będziesz mieszkać w akademiku. Dlaczego? - spytała, trzymając mnie za rękę.
- Rodzice muszą gdzieś wyjechać i Bella zaproponowała, że najlepiej będzie jeśli będę mieszać w tej posiadłości - skłamałam.
- Ta Bella bardzo cię lubi. O żadnego z uczniów się tak nie troszczy. Czy wy jesteście spokrewnione? - odparła.
- Nic mi o tym nie wiadomo - rzekłam.
Jane miała rację Bella wykazywała się dużą troską o mnie. Zwyczajne dyrektorki nie zachowują się tak wobec swoich uczniów. Chociaż być może wiedziała w jakiej jestem sytuacji. Na pewno nieco się różniła od innych kobiet :
- Zróbmy małe śledztwo - odparła, po chwili Jane.
- Słucham? - spytałam, zdezorientowana.
- Takie dochodzenie, w którym sprawdzimy czy jesteście ze sobą spokrewnione. Przeszukamy jej papiery, pokój. To może być fajnym doświadczeniem, a przy okazji dowiesz się o kolejnym członku twojej rodziny - odparła, zafascynowana.
- Jane, nie! - krzyknęłam.
- Dlaczego? - spytała.
- To absurdalny pomysł i...Pośpieszmy się, bo spóźnimy się na lekcję - odparłam.
Przez resztę drogi Jane nie odezwała się ani słowem. Przestała trzymać mnie za rękę i szłyśmy na dystans. Obraziła się, ale w tamtej chwili miałam to gdzieś. Nie mogłam sobie zatruwać głowy sprawami tak błahymi. Musiałam się skupić na treningach. Chodziło o moje życie! Odliczałam godziny do pierwszych ćwiczeń, gdy lekcje dobiegły końca popędziłam w dół po schodach, gdy nagle zatrzymała mnie Jane :
- Megan, co robisz po szkole? Otwarli nowy sklep i może wybierzemy się tam razem? - spytała, wesoło.
- Wybacz, ale nie mogę. Pa! - odparłam i pobiegłam w stronę Jace'a.
Poszliśmy szkolnym korytarzem. Spotkaliśmy się z zdziwionymi spojrzeniami uczniów. Zdaję sobie sprawę jak podejrzanie musiało by to wyglądać. Niektórzy mogli myśleć, że się potajemnie spotykamy w celach rozrywkowych. Doszliśmy do murowanych drzwi z napisem :
PIWNICA - UCZNIOM WSTĘP WZBRONIONY!!!
Wyjął kluczyk i sprawnym ruchem palców otworzył drzwi. Zrobiłam krok w tył, dając do zrozumienia, że nie chcę łamać zasad, lecz on tylko szepnął :
- To Bella kazała nam tu trenować. Bez jej zgody w ogóle bym tu nie przyszedł. Spokojnie Megan.
Zeszliśmy krętymi schodami na sam dół. Idąc w ciemnościach chwyciłam się jego ręki. Przeprowadził mnie przez okropne ciemności. Kiedy mój wzrok przystosował się do ciemności nastała jasność. Zabolały mnie oczy, ale po kilku minutach ból odszedł. Staliśmy w ogromnej sali, przypominającej salę do zwykłych ćwiczeń gimnastycznych.
Zaczęliśmy od męczącej rozgrzewki, która trwała przynajmniej 30 minut. Obolała chciałam się położyć, gdy otworzył drugie drzwi mówiąc :
- Zaczniemy od czegoś prostego, czyli wyćwiczymy twoje nogi. Na początek 5 km laskiem - rzekł.
Nie mogłam uwierzyć jakim cudem pod ziemię znalazł się las. Najpewniej wyszliśmy do nadziemnej części budynku. Ktoś nieźle to wymyślił. Nikt z normalnych uczniów nigdy nie dowie się o tej sali treningowej łowców. Niesamowite.
Po kilometrze padłam na ziemię. Jace był daleko w przodzie. Dlaczego on mnie tak męczył?! W końcu wrócił. Nie był w ogóle spocony. Nie mogłam się nadziwić :
- Rozumiem, że wolisz wrócić do gimnastyki - rzekł.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam ile miałam sił w nogach. Biegliśmy razem. Wyrównałam oddech. Po przebiegnięciu kolejnego kilometra zrobiliśmy sobie przerwę. Na szczęście Jace zadbał o wodę :
- Pięknie - rzekłam, wpatrując się w otaczające nas lasy.
- Czuję się jak bym był z tobą na...Randce - odparł, ze śmiechem.
Uderzyłam go łokciem. Uśmiechnął się. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Mogłabym się rozpłynąć w tych jego błękitnych oczach. Emocje zadecydowały i...Pocałowaliśmy się. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale wiedziałam, że to co robiliśmy było niewłaściwe. Nie można się całować ot tak. Stanęłam i udając, że nic się nie stało krzyknęłam :
- Złap mnie, jeśli potrafisz!
Ruszył z miejsca, a ja pobiegłam jak najszybciej. Oczywiście po kilku minutach znalazłam się w jego objęciach. Odwróciłam głowę. Zetknęliśmy się nosami. Zaczął padać deszcz :
- To chyba jakiś znak - rzekł, nie puszczając mnie.
- Oznacza, że robimy coś złego - odparłam, wyplątując się z jego objęć.
Wróciłam do sali treningowej kierując się ku piwnicy :
- Przecież nie znasz trasy - rzekł, normalnym tonem.
- Poradzę sobie - odparłam, gniewnie.
Chwycił mnie za rękę :
- Megan, nie musisz się mnie obawiać. Obiecuję, że to co się zdarzyło w lesie już nigdy się nie powtórzy - rzekł.
- Nie - odparłam.
Zrobił zdziwioną minę :
- Nie? - spytał.
- Może ja nie chcę, żeby to poszło w niepamięć? - odparłam.
Zamilknął. Staliśmy w ciszy :
- Megan...- zaczął.
- Nie, Jace. Lepiej nie kończ. Po prostu zaprowadź mnie do pokoju, okay? Mam dość tych durnych ćwiczeń na dzisiaj - rzekłam, trzęsąc się z zimna.
- One nie są "durne" - odparł, urażony.
- Zaprowadź mnie do pokoju - zażądałam.
W sypialni nie zdołałam powstrzymać łez. On nic do mnie nie czuł. Ja przecież do niego też. Wmawiałam sobie, że go nienawidzę, ale...Tak na prawdę go kochałam. Nie wiem czemu tak się mną bawił. Na imprezie lekko musnął me wargi i sprawiał wrażenie zauroczonego, ale potem obściskiwał się z jakąś obcą dziewczyną i to na moich oczach. W lesie zachowywał się tak jakby chciał być blisko mnie, ale potem dał mi do zrozumienia, że tamten pocałunek był pomyłką. W głowie roiło mi się od negatywnych myśli. Położyłam się z myślą, że już nigdy go nie dotknę :
- Muszę poprosić Bellę o zmianę partnera - pomyślałam.
W głowie jednak rozbrzmiewały mi słowa Belli :
"To dla twojego dobra".
- Cóż jeśli na prawdę jej na mnie zależy musi spełnić moją prośbę - pomyślałam, zaciskając pięść.