Odpuściłam sobie śniadanie. Możliwość oglądania Jace'a nie była kusząca. Stojąc pod gabinetem dyrektorki układałam sobie w myślach całą kwestię. Musiałam być przekonująca. Zastanawiałam się czy lepiej będzie być "pokrzywdzoną dziewczynką", czy "ognistą panienką, która dostaje to co chce". Zdałam sobie sprawę, że obydwie opcje są beznadziejne i najlepiej będzie jeśli pozostanę sobą.
Wreszcie pojawiła się Bella. Nawet w potarganych rudych włosach i koszuli nocnej wyglądała niesamowicie. Zazdrościłam jej urody. Z pewnością miała nie więcej niż 30 lat, gdyby nie jej wieczna powaga mogłabym ją uznać za jedną z uczennic. Po jej minie wiedziałam, że nie jest zadowolona wczesnym wyciągnięciem z łóżka. No tak, była dopiero 6:00 :
- Bello, mam do ciebie prośbę - rzekłam, gdy weszłyśmy do środka.
- Postaram się ją spełnić - odparła, z lekkim uśmiechem.
- Czy możesz mi zmienić opiekuna? - spytałam, po chwili namysłu.
- Słucham? - odparła, zaskoczona.
Zagryzłam wargę :
- Jace i ja...Stawką jest moje życie, a my się nie dogadujemy. Jeśli mam się czegoś nauczyć to musi mi w tym pomóc ktoś inny - rzekłam, spokojnie.
Zamyśliła się :
- To absurdalny pomysł - rzekła, oburzona.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale...- odparłam.
- Megan. Pomiędzy miłością, a nienawiścią jest cienka linia - przerwała mi.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Jace był u mnie i prosił o to samo. Ciekawą rzeczą jest, że praktycznie powiedzieliście mi to samo - odparła.
Co za dupek! To on popełnił błąd, to on sprawił mi cierpienie i miał czelność przyjść do Belli i całą winę zwalić na mnie?! Tchórz! Idiota!
- Pocałunek nie jest powodem do wstydu. Jeśli zostało to zrobione z głębi serca to nie ma podstaw do winy. Megan, jeśli bym się zgodziła wtedy zaczęlibyście się nienawidzić. Nie chodzi tu o to, że interesuje mnie wasze życie miłosne. Jeśli tak to odebrałaś to jesteś w ogromnym błędzie. Chodzi o to, że Jacowi ufam najbardziej i wiem, że nigdy nie pozwolił by, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy mnie nie zawiódł. Pomyśl o korzyściach płynących z waszej współpracy. Sama doskonale wiesz o co toczy się gra. Przykro mi, ale nadal jesteście za siebie odpowiedzialni. Stanowicie dwuosobową drużynę - rzekła, nakazując mi gestem ręki, abym opuściła pokój.
Na lekcjach co jakiś czas przeszywały mnie dreszcze. Nie wyobrażałam sobie spotkania z Jacem. To wyjaśnienia pozostała jeszcze jedna sprawa - skąd Bella wiedziała o naszym pocałunku? Na pewno jej nie powiedział. Był z rodzaju postaci tajemniczych. Chociaż trudno było mi określić jego relacje z dyrektorką. Być może ktoś z pracujących dla niej ludzi (lub ona sama) widział jak się całujemy. To takie poniżające i obrzydliwe :
- Moim zdaniem on też coś do ciebie czuje i powinnaś dać mu szansę - rzekła Jane, której oczywiście o wszystkim opowiedziałam.
Powiedziałam jej, że pomaga mi w lepszych wynikach sportowych w co uwierzyła, gdyż zawsze miałam z tym problem. Nie nadawałam się do żadnego sportu :
- Gdyby to była prawda nie traktowałby mnie jak zabawki - odparłam, gniewnie.
- Wcale cię tak nie traktuje. Wmówiłaś sobie jakąś głupotę. Widzę jak czasem na ciebie patrzy - rzekła, ściszając głos.
- Czyli jak? - spytałam.
- No wiesz...Jak zakochany chłopak na swoją dziewczynę - odparła, wesoło.
- Naoglądałaś się komedii romantycznych - rzekłam, z ironią.
- To nie moja wina, że kocham filmy - odparła, nieco wkurzona.
Zmieniłyśmy temat na coś bardziej przyjemnego, czyli na rozmowę o aktorach. W końcu nadszedł ten moment, czyli...Spotkanie z Jacem. Wolnymi krokami zbliżyłam się do piwnicy.
Zachowywał się jak trener. Był obojętny i traktował mnie jak swoją uczennicę. Denerwował mnie ton jego głosu. Zdałam sobie sprawę, że moja wybuchowość wszystko zniszczyła. Mogliśmy pozostać przyjaciółmi. Chociaż być może znowu zachciałoby mu się mnie całować i moje załamanie nie miałoby końca.
Postanowiłam wybrać się na spacer. Noc była nadzwyczaj piękna. Zawsze lubiłam nocne podróże. Można wtedy zastanowić się nad wieloma ważnymi sprawami. Zastanawiałam się czy odwiedzić rodziców. Niesamowite - córka musi zabiegać o względy rodziców. Przypomniałam sobie ojca - wiecznie złego, wymagającego, nienawidzącego ani mnie, ani mojej mamy. No właśnie - mama. Jej jedynej było mi żal. Biedna, samotna, skazana na tatę. Na prawdę za nią tęskniłam, chociaż między nami bywały różne chwile, być może nie zachowywała się jak matka, ale...Co mogła zrobić? Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam wyjść na jakąś nawiedzoną i ryczeć na ulicy, więc postanowiłam wrócić do Instytutu, który w obecnej sytuacji był najlepszym miejscem, co nie oznacza, że go lubiłam. Wydawał się mi taki obcy. Spędzanie tam czasu było udręką, ale nie miałam innego wyjścia.
Postanowiłam pójść na skróty, czyli bocznymi uliczkami. Zapomniałam o niebezpieczeństwach jakie na mnie czyhają z dala od cywilizacji. Nagle usłyszałam jakieś śmiechy. Niech to szlag - grupka chłopaków, na oko 18-letnich. Przyśpieszyłam kroku :
- Ej piękna nie uciekaj! - krzyknął, najwyższy.
- Zapraszamy do nas - rzekł, niższy.
- Z nami dobra zabawa gwarantowana! - dodał, brunet.
- Lubisz takie klimaty, co nie? - odparł, blondyn.
Wybuchnęli śmiechem. Pod moimi nogami potoczyła się puszka piwa, a za nią następna i tak kolejne pięć. W końcu do mnie podbiegli. Zaczęli dotykać moich włosów, gdy nagle...Pojawił się Mick :
- No, panowie! Grzecznie pójdziecie do domu? Czy może potrzebujecie mojej pomocy? - rzekł, ze śmiechem.
- Spieprzaj! - rzekł, blondyn (łagodna wersja jego słów).
- Ostrzegałem - odparł, kpiąco Mick.
Odepchnął ich jedną ręką ode mnie. Najwyższego uderzył prosto w brzuch, najniższego kopnął w nogi, a bruneta z blondynem uderzył w ten sposób, że obili się głowami. Wszyscy nieprzytomni leżeli na ziemi :
- Lubisz się pakować w kłopoty, co? - rzekł, podchodząc do mnie.
- To moja specjalność - odparłam, wciąż nie mogąc uwierzyć w zaistniałą sytuację.
Było mi wstyd, wyszłam na kompletną łamagę, która nie potrafi sobie poradzić z zwykłymi ludźmi, a co dopiero z wampirami?!
Wsiadłam do jego czarnego samochodu. Zrobił taki manewr, że moja twarz wylądowała na jego kolanach. Zawstydzona niemal natychmiast się wyprostowałam :
- Myślałem, że z tym poczekamy do pierwszej randki - rzekł, ze śmiechem.
Odwróciłam głowę :
- A tak w ogóle to jestem Mick - dodał, po chwili.
- Wiem - rzekłam, patrząc na jego idealną cerę.
- A ty? - zignorował moją odpowiedź.
- Megan - odparłam, z lekkim uśmiechem.
- Ładnie - rzekł, wesoło.
W końcu dojechaliśmy :
- Dziękuję za pomoc - rzekłam, wychodząc z samochodu.
- Może w nagrodę dasz mi buziaka? - spytał, ironicznie.
- Może kiedyś - odparłam, próbując być uwodzicielską.
Uśmiechnął się. Musnął mą dłoń, razem weszliśmy do środka, a także siedzieliśmy obok siebie na kolacji. Kątem oka dostrzegłam spoglądającego na nas Jace'a. Uśmiech wykwitł na mojej twarzy :
- Niech wie, że wcale się nim nie przejmuję - pomyślałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz