Pukanie do drzwi zmusiło mnie do opanowania emocji :
- Mam pomysł - rzekł, stojąc w progu Mick.
- Jaki? - spytałam, wstrzymując łzy.
- Zobaczysz. Ubierz się ciepło i wychodzimy. Czekam na dole - odparł, szybko.
Zdziwiona wypełniłam jego prośbę. Odczekałam 10 minut. Wyschły mi łzy. Lekki makijaż zatuszował sińce pod oczami. Narzuciłam na siebie płaszcz, szalik, czapkę kozaki i byłam gotowa. Zbiegłam po schodach. Zauważyłam rozmawiających Luizę i Lucas'a. Powiedziałam im "cześć". Potraktowali to jako zaproszenie :
- Dokąd się wybierasz? - spytała, poważnie Luiza.
- Na spacer - odparłam, pośpiesznie.
- Miłej "podróży" - rzekł, ze śmiechem Lucas.
- Dzięki - odparłam, wesoło.
- Za dwie godziny odbędzie się spotkanie łowców. Z przyczyn oczywistych ty też jesteś zaproszona - rzekła, ponuro Luiza.
- Przecież jestem pół łowcą - odparłam, zdziwiona.
- No właśnie. W małym stopniu jesteś jedną z nas. Obecność obowiązkowa - rzekła, odchodząc.
Lucas poszedł w ślad przyjaciółki. Zaczęło mnie zastanawiać czy oni są w związku.
Celem podróży okazała się być przytulna restauracja z karaoke. Lubiłam śpiewać. Występować niekoniecznie. Zajęliśmy miejsce blisko sceny :
- Chcesz spróbować? - spytał, zadowolony.
- Nie - odparłam, stanowczo.
- To dobra zabawa. Chodź - rzekł, chwytając mnie za rękę.
- Nie chcę - odparłam, zdenerwowana.
- Jak chcesz. Ja spróbuję - rzekł, wesoło.
Wygłupiał się, śpiewał dobrze, może nie świetnie, ale traktował to jako rozrywkę. Nie mogłam przestać się śmiać. Znalazłam się na scenie i razem z nim śpiewałam jakąś wesołą piosenkę. Po jakimś czasie zgasły wszystkie światła. Pozostał reflektor skierowany prosto na mnie. Spojrzałam w bok - pustka. Byłam sama. Zdenerwowana stałam nie mogąc ruszyć się z miejsca. Zaczęła rozbrzmiewać muzyka. Znałam tę melodię, co więcej był to mój ulubiony kawałek. Głos sam się ze mnie wydobywał. Najpierw niepewny, cienki, potem mocny. Rozluźniłam się i "płynęłam" po dźwiękach. Wszystkie negatywne emocje ze mnie uszły, jak powietrze z pękniętego balona :
- Byłaś niesamowita! - rzekł, gdy wracaliśmy Mick.
Słowo to usłyszałam tego wieczora kilka razy i to od nieznajomych ludzi. Miło jest przyjmować pochwały, ale gdy usłyszy je się wiele razy w ciągu godziny to nawet najmilsze słowo staje się żenujące, przereklamowane. Mick ekscytował się moim występem bardziej niż ja sama. Było to słodkie, lecz niepokojące :
- Z niecierpliwością czekam na twoją płytę - rzekł, gdy staliśmy przy budynku.
- Trochę to potrwa - odparłam, ze śmiechem.
Okay byłam z siebie dumna. Miesiąc temu nie zdobyłabym się na taki wyczyn. Zmiana szkoły wiele dobrego we mnie wzniosła. Umiem walczyć o swoje i jestem pilna w osiągnięciu swoich celów i gdyby nie Jace byłabym w dniu występu szczerze zadowolona tak na 100%.
niedziela, 4 maja 2014
Rozdział 16
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz