czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 18

   Obudziłam się w swoim pokoju, w łóżku. Niewiarygodne! Znowu zasłabłam! Z pewnością w oczach łowców byłam przegrana. Na krześle, niedaleko mej twarzy siedziała Bella :
- To jakieś nieporozumienie. Nie wierzę, żeby przez tyle lat okłamywano mnie w kwestii pochodzenia - rzekłam.
- Rozumiem twoją złość. Ja też jestem w szoku - odparła.
- Mówiłaś, że dbacie o nasze bezpieczeństwo. Jak mogłaś nie wiedzieć? - spytałam, zdziwiona.
- Do waszych 6 urodzin przynajmniej raz w tygodniu odwiedzałam każdego z was. Potem niestety Ciara zaczęła się domyślać, że mam coś wspólnego z waszym zniknięciem. Co więcej była pewna, że utrzymuje z wami kontakt. Dostałam, więc poddana torturom. Aż w końcu dostała się do moich myśli. Przewidziałam ten ruch, więc tego samego dnia, gdy ukończyłaś 6 lat kazałam twoim rodzicom, aby wyjechali jak najdalej nie mówiąc mi gdzie wyjeżdżają. To samo uczyniłam z twoim bratem - Chrisem - odparła, poważnie.
Do 6 urodzin mieszkałam w Australi. Potem z niewiadomych przyczyn przeprowadziliśmy się na 3 miesiące do Włoch, aż w końcu dotarliśmy do Wielkiej Brytanii. Historia Belli dawała wiele do myślenia :
- Czy kiedykolwiek poznałam Chrisa? - spytałam, dławiącym głosem.
- Dla waszego bezpieczeństwa zadbaliśmy o to, abyście się nigdy nie poznali - odparła, smutno.
- Jakim prawem? - spytałam, wściekła.
- On mieszkał we Francji. Ty w Australii. Nie było możliwości - odparła, przepraszająco.
- Rodzice...Oni wiedzą o moim pochodzeniu? - spytałam, co raz bardziej wściekła.
- Wiedzą, że trzeba cię chronić przed Ciarą, która pragnie twojej śmierci i że policja nie może z tym nic zrobić, gdyż jest królową. Wiedzą też, że masz brata. Ponieważ są ludźmi o wampirach i innych stworzeniach podziemnych im nie powiedzieliśmy - odparła.
- Wiedzieli! Chcę się z nimi spotkać - rzekłam, wściekła.
- Przewidzieliśmy tę opcję. Czekają na korytarzu - odparła, z lekkim uśmiechem.
W ciągu minuty byłam już przy drzwiach :
- Bądź dla nich wyrozumiała. Zrobili to, aby cię chronić - rzuciła na pożegnanie.
   Staliśmy w milczeniu. Kilkanaście dni temu marzyłam o tym spotkaniu. W tamtym momencie chciałam, aby minęło jak najszybciej. Zawsze bałam się ich surowego usposobienia :
- Dlaczego przez cały miesiąc nie raczyliście się odezwać? - spytałam, a każde słowo sprawiało mi niewyobrażalny ból.
- Nie mogliśmy... - odparła, smutno mama.
- Jakiś niski człowieczek przyszedł do nas i mówił coś o złym traktowaniu. Miał nawet na piśmie. Próbowaliśmy cię odnaleźć bez skutków. Byliśmy nawet na policji, ale oni nas zbyli. Wczoraj mieliśmy telefon i to od Belli. Wiedzieliśmy, że w końcu będzie żądała zwrotu dziecka. Mieliśmy cię tylko wychować. Co sądząc po twoim opryskliwym zachowaniu nie odniosło zamierzonego efektu. Podobno teraz ty będziesz decydować o losach naszej trójki. Kompletny absurd! - rzekł, chłodno ojciec.
- Zabieramy cię do domu. Pakuj się - dodała, pośpiesznie mama.
- Nie. Tutaj jest moje miejsce i tylko z Bellą jestem bezpieczna. Z resztą dlaczego przez 16 lat nie wyjawiliście mi prawdy? Dowiaduję się od obcej kobiety, która jak się okazuje nie jest taka obca, gdyż to moja ciocia, że mam brata, którego nigdy nie poznam, jestem córką łowcy i wampira, którzy pragną mojej śmierci - odparłam, niemal krzycząc.
- Wampira?! Co?! - krzyknęli, churem rodzice.
- Nieważne. To nie najlepszy moment na wyjaśnienia. Muszę wszystko przemyśleć, a przede wszystkim skupić się na sobie, bo prawda jest taka, że nigdy mnie nie kochaliście. Nigdy nie zachowywaliście się jak rodzice, którymi jak się dowiaduję wcale nie jesteście. Mieliście swoją szansę. Zmarnowaliście ją. Teraz pragnę, abyście dali mi święty spokój. Nie chcę być częścią tego wszystkiego, ale niestety muszę. Jedno jest pewne nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę waszą córką, więc odczepcie się od MOJEGO życia. Wystarczająco je zniszczyliście. Nienawidzę was! - krzyknęłam, z łzami w oczach.
   Biegnąc do pokoju słyszałam krzyki ojca, klnął. Poczułam uczucie ulgi, że wreszcie się od nich uwolniłam. Ciągłe kłótnie, płacz matki, brak zaufania, miłości, jakiejkolwiek troski doprowadzało mnie to do szału. Nie wiedziałam co robić. Czułam, że rozpocznie się okropna wojna, która sprawi, że nic nie będzie już takie same. Zaraz, zaraz przecież już w dniu, w którym zamieszkałam w Instytucie wszystko uległo katastrofalnej zmianie.

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 17

   Spotkanie okazało się być jednym z najważniejszych momentów w moim życiu. Mick, gdy tylko weszliśmy do środka zafasynowany zaczął opisywać mój występ. Niesamowite, świetne, fenomenalne, idealne - te słowa powtarzał z taką radością, że na mej twarzy wykwitł rumieniec. Połowa zebranych zareagowało pozytywnie, bijąc brawa i składając życzenia. Na szczęście nie zachowywali się tak jak Mick, którego zachowanie z minuty na minutę było coraz bardziej niepokojące. Bella, Luiza i Jace zachowali powagę, nie okazywali szczęścia. Trochę mnie to zasmuciło. Najgorsze było to, że zaczęłam nie lubić Luizy. No bo nic jej nie zrobiłam, a ona traktowała mnie jak najgorszą osobę na świecie. Może była zazdrosna o Jace'a? To idiotyczne. W końcu jego uczucia w stosunku do mnie były obojętne, a nawet negatywne :
- Pół łowcy nie mają zdolności artystycznych - rzekła, poważnie.
- Pewnie nie ma. To wina miłości, która jest taka naiwna. Oj Mick... - odparła, chamsko Luiza.
Poczucie dumy zostało zastąpione wstydem. Poniżyła nas i to w jeden z najgorszych sposobów. Jace oburzony odwrócił głowę. Nie rozumiałam jego zachowania. Nagranie Mick'a rozwiało wszystkie wątpliwości. Mój występ był świetny. Przepraszam, że się chwalę, ale ulga jaką wtedy poczułam jest nie do opisania. Mina Luizy dała mi poczucie satysfakcji. Chciałam spojrzeć jej prosto w oczy i jadowitym tonem powiedzieć :
- I widzisz? Nie masz racji. Jednak coś umiem w przeciwieństwie do ciebie.
Oczywiście tego nie powiedziałam. Zabrakło mi odwagi. Zamiast tego posłałam jej uśmiech zwycięzcy :
- W takim razie mamy problem - rzekła, ponuro Bella.
- Nie jesteś ani łowcą, ani wybraną. Mimo to w twoich żyłach płynie krew łowców. Jest tylko jedna możliwość. Przed tem nie brałam tego pod uwagę, ale teraz...Powiem bez owijania w bawełnę. Jesteś naznaczona - rzekła, a wszyscy zamilkli.
Wyczułam niepokój :
- Co to znaczy? - spytałam, zdziwiona.
- Zostawcie nas same - rzekła, do pozostałych.
Nie chciałam, aby wychodzili. Bałam się tej rozmowy :
- Najlepiej jeśli zacznę od początku - rzekła, chłodno.
- Ciara Wanclop jako dziecko była osobą nad spokojną i życzliwą. Kochała zwierzęta. Nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych. Chciała zbawić świat. Oczywiście o tym, że jest łowcą wiedziała już w chwili narodzin, albowiem jej ojciec był królem. Tak, do niedawna władał nami król. Jakiż on był łaskawy! Dzięki jego sprawiedliwym rządom nie było wojen z wampirami, a także wilkołakami. Co więcej z każdym z ich przedstawicieli łączyła go przyjaźń. Pokazywał, że wygląd, pochodzenie nic nie znaczy. Co prawda nikt z mieszkańców nie chciał pójść w jego ślady, lecz rozumiał, że...- rzekła.
- Czekaj chwilę. Skoro był łowcą to zabijał wampiry, więc jak mogł się z nimi przyjaźnić? - przerwałam tę tajemniczą historię.
- Kilkanaście lat temu zabijaliśmy tylko te wampiry, które były wykluczone przez królestwo, które stanowiły zagrożenie nie tylko dla ludzi, ale i dla pozostałych wampirów, tych dobrych - odparła.
- W końcu nadszedł długo oczekiwany moment - 18urodziny Ciary. Niestety pech chciał, że tamtego dnia doszło do zamachu, w którym król zginął. Doszło do spisku. Ciara pogrążona w żałobie postanowiła stanąć po stronie nieśmiertelnych, którzy, gdy dowiedzieli się o zabiciu króla uznali nas za wstrętne kreatury. Straciła miłość do świata. Po dwóch latach doszło do ślubu Ciary z Edwardem, wstrętnym, bezwzględnym przywódcą starszyzny wampirów. Niedługo po tym zaszła w ciążę. Pierwsza córka - piękna Cornelia znikła zaraz po urodzeniu. My (jako, że mamy w kręgach wampirów szpiega) byliśmy zdziwieni. Sugerowano porwanie. Chociaż o dziwo nikt z wampirów tym się nie przejął,  a z powodu ich małej liczby bardzo im zależy na każdym nowym dziecku. Dziesięć lat później sytuacja się powtórzyła i tak samo było 5 lat później. Ciara miała 40lat, a wyglądała na 18-latkę. Pewnego dnia udało nam się odkryć prawdę. Dzieci były przetrzymywane w lochach i już od pierwszego dnia życia zostały wyssane z młodości i piękności. Podobno co pięć lat Ciara powtarza zabieg z pierwszych dni życia dziecka. Przerażeni dowiedzieliśmy się o kolejnej ciąży. Tym razem bliźniąt - dziewczynka i chłopczyk. Zorganizowaliśmy świetną misję odbicia maluchów. Zostały wysłane do rodzin ludzkich i niestety rozdzielone na zawsze. My jednak dbamy o ich bezpieczeństwo - rzekła.
- Jaki to ma związek ze mną? - spytałam, po chwili namysłu.
- Jesteś tą dziewczynką, którą uratowaliśmy. Co więcej JA jestem siostrą twojej biologicznej matki - odparła, a ja poczułam, że ziemia osuwa mi się spod nóg.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 16

   Pukanie do drzwi zmusiło mnie do opanowania emocji :
- Mam pomysł - rzekł, stojąc w progu Mick.
- Jaki? - spytałam, wstrzymując łzy.
- Zobaczysz. Ubierz się ciepło i wychodzimy. Czekam na dole - odparł, szybko.
Zdziwiona wypełniłam jego prośbę. Odczekałam 10 minut. Wyschły mi łzy. Lekki makijaż zatuszował sińce pod oczami. Narzuciłam na siebie płaszcz, szalik, czapkę kozaki i byłam gotowa. Zbiegłam po schodach. Zauważyłam rozmawiających Luizę i Lucas'a. Powiedziałam im "cześć". Potraktowali to jako zaproszenie :
- Dokąd się wybierasz? - spytała, poważnie Luiza.
- Na spacer - odparłam, pośpiesznie.
- Miłej "podróży" - rzekł, ze śmiechem Lucas.
- Dzięki - odparłam, wesoło.
- Za dwie godziny odbędzie się spotkanie łowców. Z przyczyn oczywistych ty też jesteś zaproszona - rzekła, ponuro Luiza.
- Przecież jestem pół łowcą - odparłam, zdziwiona.
- No właśnie. W małym stopniu jesteś jedną z nas. Obecność obowiązkowa - rzekła, odchodząc.
Lucas poszedł w ślad przyjaciółki. Zaczęło mnie zastanawiać czy oni są w związku.
   Celem podróży okazała się być przytulna restauracja z karaoke. Lubiłam śpiewać. Występować niekoniecznie. Zajęliśmy miejsce blisko sceny :
- Chcesz spróbować? - spytał, zadowolony.
- Nie - odparłam, stanowczo.
- To dobra zabawa. Chodź - rzekł, chwytając mnie za rękę.
- Nie chcę - odparłam, zdenerwowana.
- Jak chcesz. Ja spróbuję - rzekł, wesoło.
Wygłupiał się, śpiewał dobrze, może nie świetnie, ale traktował to jako rozrywkę. Nie mogłam przestać się śmiać. Znalazłam się na scenie i razem z nim śpiewałam jakąś wesołą piosenkę. Po jakimś czasie zgasły wszystkie światła. Pozostał reflektor skierowany prosto na mnie. Spojrzałam w bok - pustka. Byłam sama. Zdenerwowana stałam nie mogąc ruszyć się z miejsca. Zaczęła rozbrzmiewać muzyka. Znałam tę melodię, co więcej był to mój ulubiony kawałek. Głos sam się ze mnie wydobywał. Najpierw niepewny, cienki, potem mocny. Rozluźniłam się i "płynęłam" po dźwiękach. Wszystkie negatywne emocje ze mnie uszły, jak powietrze z pękniętego balona :
- Byłaś niesamowita! - rzekł, gdy wracaliśmy Mick.
Słowo to usłyszałam tego wieczora kilka razy i to od nieznajomych ludzi. Miło jest przyjmować pochwały, ale gdy usłyszy je się wiele razy w ciągu godziny to nawet najmilsze słowo staje się żenujące, przereklamowane. Mick ekscytował się moim występem bardziej niż ja sama. Było to słodkie, lecz niepokojące :
- Z niecierpliwością czekam na twoją płytę - rzekł, gdy staliśmy przy budynku.
- Trochę to potrwa - odparłam, ze śmiechem.
Okay byłam z siebie dumna. Miesiąc temu nie zdobyłabym się na taki wyczyn. Zmiana szkoły wiele dobrego we mnie wzniosła. Umiem walczyć o swoje i jestem pilna w osiągnięciu swoich celów i gdyby nie Jace byłabym w dniu występu szczerze zadowolona tak na 100%.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 15

   Spojrzałam na niego zdziwionymi oczami, które domagały się wyjaśnień :
- Nie rozumiem...- rzekłam, parsknął śmiechem.
Wyszłam na idiotkę :
- Skończył nam się browar - odparł.
- Wracamy? - spytałam.
- A chcesz? - odparł pytaniem.
Nie chciałam. Dobrze się czułam w jego towarzystwie. Wiedziałam, że gdy wrócę do pokoju zacznę płakać, bo przypomni mi się scena w kawiarni :
- Nie - rzekłam, z taką pewnością, że aż zdziwił mnie mój ton.
Roześmiał się :
- Twarda z ciebie sztuka - odparł, siadając bliżej mnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę - rzekłam, z lekkim uśmiechem.
- Łączy cię coś z tajemniczym blondynkiem? - spytał.
- Chodzi ci o Jace'a? - odparłam, zdezorientowana.
Pokiwał twierdząco głową :
- Nie...- rzekłam, smutno.
Siedzieliśmy w ciszy. Kątem oka dostrzegłam w jego oczach radość. Czyżby moja odpowiedź dała mu poczucie ulgi? Zapadł głęboki mrok. Położył się na trawie, a ja zrobiłam to samo. Gestem ręki poprosił, abym położyła głowę na jego ramieniu. Podziwialiśmy gwiazdy.
   Obudziłam się będąc w tym samym miejscu co przed kilkoma godzinami. Zerwałam się na równe nogi. Nigdzie nie było Mick'a. Zaniepokojona zaczęłam biegać po lesie wykrzykując jego imię, gdy nagle ktoś złapał mnie w ramiona i przycisnął palec do mych ust. Znałam podstawy walki. Szybkim ruchem uderzyłam go w bok, a następnie kopnęłam w brzuch. Zaschło mi w gardle, gdy okazało się, że zbiłam Mick'a :
- Przepraszam. Myślałam, że to jakiś...Wampir, albo coś w tym rodzaju - rzekłam, robiąc mu opatrunek.
- Gdyby to był krwiopijca to takie uderzenie nie zrobiłoby na nim najmniejszego wrażenia - odparł.
- Tak mi przykro...- rzekłam, zakłopotana.
- Nic się nie stało. Swoją drogą to miłe, że tak piękna dziewczyna jak ty mnie dotyka - odparł, ze śmiechem.
Zmusiłam się na uśmiech, co nie oznaczało, że nie ciążyło na mnie poczucie winy :
- Co robiłeś tak wcześnie w lesie? - spytałam, naklejając ostatni plaster.
- Musiałem odetchnąć po nocy...- odparł, tajemniczo.
Cała pozytywna energia ze mnie upłynęła. Czy to możliwe, że robiliśmy "to coś", czy celem podróży było właśnie to? Nie pamiętałam za wiele...Odsunęłam się od niego gwałtownie. Poczułam wstręt do nas obojgu :
- Czy my? - spytałam, przerażona.
- Spaliśmy? Jak najbardziej - odparł, z uśmiechem.
- Mick...- rzekłam, zdenerwowana.
Zaczął się śmiać :
- Między nami do niczego nie doszło. Po prostu usnęłaś w moich ramionach. Spokojnie - odparł.
Odetchnęłam z ulgą, chociaż nadal nie byłam pewna, czy aby na pewno mówił prawdę. 
   Kolejne dni spedziłam z Mickiem. Basen, kręgle, lodowisko, mecze sprawiły, że zapomniałam o niebezpieczeństwie. Dzięki tym wypadom mogłam lepiej poznać Mick'a. Świetnie się czułam w jego towarzystwie. Spotykanie Jace'a codziennie na kolacji nie należało do przyjemnych. Niestety unikanie mojego "trenera" nie mogło trwać w nieskończoność : 
- Megan, możemy porozmawiać? - spytał, gdy na moje nieszczęście siedziałam w bibliotece. 
- Obowiązuje cisza, więc...- odparłam, dumna ze swej odwagi. 
Wściekły gwałtownym ruchem wyprowadził mnie na korytarz. Przerażona jego siłą długo zastanawiałam się co powiedzieć : 
- Co ty sobie myślisz? Nie możesz mną rządzić. Jeśli mówię nie to znaczy, że NIE - rzekłam, po chwili namysłu. 
- Feministka...- burknął. 
- Słucham? - spytałam, gniewnie.
- Nic - odparł, bezczelnie.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia? - spytałam, próbując opanować oddech. 
- To nie ja powinienem się tłumaczyć tylko ty - odparł, chłodno. 
Zamilkłam : 
- Czy ty w ogóle używasz mózgu? Wszyscy się o ciebie troszczymy. Masz nawet darmowy trening, który w normalnych okolicznościach kosztuje kilkanaście tysięcy. Tracę swój cenny czas, a ty masz mnie gdzieś i wybierasz się na jakieś durne spotkania z Mickiem - rzekł. 
- Jesteś zazdrosny? -spytałam, z kpiącym uśmieszkiem.
- Co? Chyba raczej ty. Między mną, a twoja przyjaciółką nic szczególnego nie zaszło, a ty robisz aferę - odparł. 
- Jaką przyjaciółką? - spytałam, zdziwiona. 
- Katie - odparł, obojętnie. 
- Co?! - krzyknęłam tak głośno, że zebrani uczniowie zaczęli nam się przyglądać. 
- Katie nie jest moją przyjaciółką. Nienawidzi mnie i robi wszystko, aby zniszczyć mi życie - rzekłam, szeptem. 
- Nie przesadzaj. Konflikty konfliktami, ale ona jest bardzo miła i napewno nie chce ci zaszkodzić. Co więcej martwi się o ciebie tak jak ja - odparł, obojętnie. 
- Jedno spotkanie i myślisz, że ją znasz? Jesteś większym idiotom niż myślałam - rzekłam, a łzy napłynęły mi do oczu. 
- Nie jedno, tylko kilka - odparł, ignorując mój stan, dobijając ostatni gwoźdź do trumny. 
- Wiesz co? Myślałam, że jesteś inny. Pomyliłam się i żałuję, że cię poznałam -rzekłam, nie zważając na łzy cieknące po mych policzkach. 
Szybkim krokiem ruszyłam do pokoju mijając zamyślonego Mick'a. Płakałam. Naprawdę nie miałam siły. Miłość bez wzajemności to coś czego nie życzę nikomu. Swoją drogą dlaczego zawsze źródłem moich problemów jest Katie?  

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 14

   - Oszalałaś?! - krzyknęła, wściekła Jane.
- Nie rozumiem twojego gniewu - odpowiedziałam, spokojnie.
- Mick to nie jest dobra partia. Jest zwyczajów zabiegać o nowe uczennice, zrobić z nimi to "coś", a potem rzucić - rzekła, zaniepokojona.
- Wcale nie chcę się z nim spotykać! Jesteśmy przyjaciółmi. Pomógł mi i...- odparłam, urażona.
- I teraz będziesz mu dozgonnie wdzięczna przez resztę życia - przerwała, z ironią.
- O co ci chodzi? To moja sprawa z kim się zadaję, a ciebie nie powinno to interesować - rzekłam, wściekła.
- Jak to nie? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i mam prawo się o ciebie martwić. Zrobisz co będziesz chciała, ale pamiętaj : ja ostrzegałam - odparła i wyszła z budynku.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie lubiłam się kłócić, zawsze uważałam to za "koniec świata".Powodem mojego smutku nie była tylko złość skierowana ku Jane, ale także fakt, że może mieć rację. Mick wydawał się być pewnym siebie chłopakiem, który może mieć każdą. Dodatkowo został obdarzony powalającą urodą.
   Po szkole miałam mieć trening, na który nie posiadałam chęci :
- Olać to - pomyślałam i wybiegłam ze szkoły.
Ku mojemu zdziwieniu przed budynkiem stał Mick :
- Witam piękna, czyżbyś się zrywała z lekcji? - spytał, na przywitanie.
- Tylko z jednej...- odburknęłam.
Nie chciałam z nim rozmawiać. Cały czas pamiętałam słowa Jane :
- Coś się stało? - spytał, chwytając mnie za ramię.
Natychmiast się wyrwałam i popędziłam przed siebie. Zachowałam się jak rozpuszczona małolata, ale nie umiałam inaczej. Kierowały mną sprzeczne emocje, których nie byłam w stanie opisać. Zorientowałam się, że w cale nie szłam do Instytutu. Zobaczyłam pobliską kawiarnię. Miałam przy sobie kilka złotych, na kawę z pewnością mi starczyło. Wchodząc do środka zobaczyłam coś co kompletnie zbiło mnie z nóg :
Katie i towarzyszącego jej Jace'a!
   Skąd oni się znali? Czemu zachowują się tak jak by byli ze sobą "blisko". Katie - ta dziewczyna mogła mieć każdego, w sumie wszyscy chłopcy w szkole należeli do niej. Myślałam, że Jace ma trochę więcej rozumu w głowie, poleciał na jej sztuczne piersi, a może fałszywą twarz. Wściekła nie mogłam wyjść. Musiałam wiedzieć czemu się spotkali. Usiadłam w niewidocznym dla nich stoliku. Co ciekawe - Jace nawet nie zauważył jak weszłam. Pijąc kawę i udając czytanie gazety przyglądałam się im z niezmierną ciekawością. Dałam kosmyki włosów za ucho z nadzieją, że dzięki temu będę słyszeć ich rozmowę. Bardzo tego pragnęłam. Powtarzałam sobie to w myślach jak życzenie i...Udało się!
- Niemożliwe, żeby tak fajny facet jak ty był sam - rzekła, z pod sztucznych rzęs Katie.
- Jak widać można - odparł, z szerokim uśmiechem Jace.
Odpowiedziała mu niewinnym uśmieszkiem. Uśmieszkiem, który kompletnie do niej nie pasował.
- Mam nadzieję, że nie odniosłaś jakiś obrażeń - rzekł, kończąc kawę.
- No może jedno - odparła, niewinnie.
- Jakie? - spytał, obojętnie.
- Straciłam głowę dla takiego jednego - odparła, uwodzicielsko.
Uśmiechnął się, patrząc jej w oczy. Zrobił to co ze mną w lesie. Pocałował ją. Tyle, że ich pocałunek był długi i bardzo mu się podobał. Łzy napłynęły mi do oczu. Mógł się całować z każdą, tylko nie z Katie! Dziewczyną, która mnie szczerze nienawidziła i za, którą ja również nie przepadałam. Ścisnęło mnie w gardle na widok ich szczęścia. Gwałtownym ruchem wyszłam z kawiarni. Obrócili się, przestali. Katie zaczęła się śmiać, a Jace posmutniał. Łzy ciekły mi po twarzy.
   Wracając drogą, którą szłam wpadłam na Micka. Do jasnej cholery co on znowu chciał?
- Wiem. Nie masz ochoty na rozmowę. Po prostu zmierzałem do sklepu - rzekł, z uśmiechem.
- No, ale zakupy spożywcze mogą poczekać. Co ci jest? - dodał, po chwili ciszy.
- Nieważne - rzekłam.
   Nie wiem jak to się stało, ale znalazłam się w jego samochodzie. Próbowałam się uspokoić. Walczyłam z emocjami. Zapadła noc. Zatrzymał się w miejscu otoczonym zielenią. Wyjął z samochodu dwie puszki piwa, zapalił ognisko. Chciał mnie poczęstować. Początkowo odmówiłam, ale gdy przed oczami pojawił mi się obraz całujących się Jace'a i Katie wzięłam. Solidny łyk orzeźwił mój umysł, wstrzymał na moment łzy :
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? - spytałam, po kolejnych łykach.
- Dobrze tu się myśli. Zawsze, gdy miałem jakiś problem tu przyjeżdżałem - odparł, wpatrzony w otaczający nas krajobraz.
- Pięknie - rzekłam, wpatrzona w otaczające nas lasy, skały, błękitne niebo.
- Wiem - odparł, z szerokim uśmiechem.
Nie wiem jak to się stało, ale streściłam mu całe moje życie. Nie zapominając o wiecznie wściekłym ojcu, który mnie nienawidził oraz smutnej, myślącej o sobie matce.
- Miałem dziesięć lat, gdy ojciec pierwszy raz uderzył mamę. Zawsze uchodzili za szczęśliwe, kochające się małżeństwo. Z pewnością ty, gdybyś ich ujrzała też byś tak uznała, bo ojciec w towarzystwie był inny. Zachowywał się jak tzw. "ideał". Gdy tylko goście wychodzili wyżywał się na matce. Nie mogłem tego znieść. Zawsze byłem po stronie mojej mamy sądząc, że to ON jest zły. Moje stanowisko uległo zmianie, gdy pewnego dnia wróciłem wcześniej do domu i zobaczyłem matkę w łóżku z innym mężczyzną. Zrozumiałem zachowanie taty. Też bym się wściekał, gdybym wiedział, że osoba, na której mi cholernie zależy mnie zdradza. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Wyjechałem z Portugalii do mojego brata do Londynu. Nie zachowywałem się fair. Brałem udział w nielegalnych wyścigach samochodowych, często wpadałem w bójki no i próbowałem różnych używek. Raniłem kobiety. Straciłem do nich szacunek. Co miesiąc wywalano mnie ze szkoły. Dwa lata trafiłem tutaj z celem "zdenerwować wszystkich i odejść". Ku mojemu zdziwieniu po każdym wybryku kazano mi wyciągać wnioski, a następnie mówiono, że będzie lepiej. Pokochałem Bellę, nie tak jak "dziewczynę", ale jak matkę, której nigdy nie miałem. Kiedy się dowiedziałem czym jestem byłem w szoku. Teraz zabijanie wampirów jest dla mnie czymś w rodzaju wyładowania emocji. Może i jestem dupkiem, ale mam to gdzieś - rzekł, kończąc piwo.
Wzruszył mnie, ale i zezłościł, bo jego sytuacja była gorsza od mojej, a jednak był twardszy. Co z tego, że był mężczyzną, w końcu panuje równouprawnienie :
- Najlepiej będzie jeśli odetniesz się od przeszłości i będziesz żyć każdym dniem - rzekł, podając mi kolejną puszkę.
- Ty tak postępujesz? - spytałam, otwierając.
- Nie - odparł.
- To dlaczego mi to radzisz? Skoro sam się do tego nie stosujesz - rzekłam, lekko zdenerwowana.
- Bo nie chcę byś sobie zniszczyła życie tak jak ja - odparł, patrząc wprost na mnie.



sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 13

   Odpuściłam sobie śniadanie. Możliwość oglądania Jace'a nie była kusząca. Stojąc pod gabinetem dyrektorki układałam sobie w myślach całą kwestię. Musiałam być przekonująca. Zastanawiałam się czy lepiej będzie być "pokrzywdzoną dziewczynką", czy "ognistą panienką, która dostaje to co chce". Zdałam sobie sprawę, że obydwie opcje są beznadziejne i najlepiej będzie jeśli pozostanę sobą. 
   Wreszcie pojawiła się Bella. Nawet w potarganych rudych włosach i koszuli nocnej wyglądała niesamowicie. Zazdrościłam jej urody. Z pewnością miała nie więcej niż 30 lat, gdyby nie jej wieczna powaga mogłabym ją uznać za jedną z uczennic. Po jej minie wiedziałam, że nie jest zadowolona wczesnym wyciągnięciem z łóżka. No tak, była dopiero 6:00 :
- Bello, mam do ciebie prośbę - rzekłam, gdy weszłyśmy do środka.
- Postaram się ją spełnić - odparła, z lekkim uśmiechem.
- Czy możesz mi zmienić opiekuna? - spytałam, po chwili namysłu.
- Słucham? - odparła, zaskoczona.
Zagryzłam wargę :
- Jace i ja...Stawką jest moje życie, a my się nie dogadujemy. Jeśli mam się czegoś nauczyć to musi mi w tym pomóc ktoś inny - rzekłam, spokojnie.
Zamyśliła się :
- To absurdalny pomysł - rzekła, oburzona.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale...- odparłam.
- Megan. Pomiędzy miłością, a nienawiścią jest cienka linia - przerwała mi.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Jace był u mnie i prosił o to samo. Ciekawą rzeczą jest, że praktycznie powiedzieliście mi to samo - odparła.
Co za dupek! To on popełnił błąd, to on sprawił mi cierpienie i miał czelność przyjść do Belli i całą winę zwalić na mnie?! Tchórz! Idiota!
- Pocałunek nie jest powodem do wstydu. Jeśli zostało to zrobione z głębi serca to nie ma podstaw do winy. Megan, jeśli bym się zgodziła wtedy zaczęlibyście się nienawidzić. Nie chodzi tu o to, że interesuje mnie wasze życie miłosne. Jeśli tak to odebrałaś to jesteś w ogromnym błędzie. Chodzi o to, że Jacowi ufam najbardziej i wiem, że nigdy nie pozwolił by, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy mnie nie zawiódł. Pomyśl o korzyściach płynących z waszej współpracy. Sama doskonale wiesz o co toczy się gra. Przykro mi, ale nadal jesteście za siebie odpowiedzialni. Stanowicie dwuosobową drużynę - rzekła, nakazując mi gestem ręki, abym opuściła pokój. 
   Na lekcjach co jakiś czas przeszywały mnie dreszcze. Nie wyobrażałam sobie spotkania z Jacem. To wyjaśnienia pozostała jeszcze jedna sprawa - skąd Bella wiedziała o naszym pocałunku? Na pewno jej nie powiedział. Był z rodzaju postaci tajemniczych. Chociaż trudno było mi określić jego relacje z dyrektorką. Być może ktoś z pracujących dla niej ludzi (lub ona sama) widział jak się całujemy. To takie poniżające i obrzydliwe :
- Moim zdaniem on też coś do ciebie czuje i powinnaś dać mu szansę - rzekła Jane, której oczywiście o wszystkim opowiedziałam.
Powiedziałam jej, że pomaga mi w lepszych wynikach sportowych w co uwierzyła, gdyż zawsze miałam z tym problem. Nie nadawałam się do żadnego sportu :
- Gdyby to była prawda nie traktowałby mnie jak zabawki - odparłam, gniewnie.
- Wcale cię tak nie traktuje. Wmówiłaś sobie jakąś głupotę. Widzę jak czasem na ciebie patrzy - rzekła, ściszając głos.
- Czyli jak? - spytałam.
- No wiesz...Jak zakochany chłopak na swoją dziewczynę - odparła, wesoło.
- Naoglądałaś się komedii romantycznych - rzekłam, z ironią.
- To nie moja wina, że kocham filmy - odparła, nieco wkurzona.
Zmieniłyśmy temat na coś bardziej przyjemnego, czyli na rozmowę o aktorach. W końcu nadszedł ten moment, czyli...Spotkanie z Jacem. Wolnymi krokami zbliżyłam się do piwnicy.
   Zachowywał się jak trener. Był obojętny i traktował mnie jak swoją uczennicę. Denerwował mnie ton jego głosu. Zdałam sobie sprawę, że moja wybuchowość wszystko zniszczyła. Mogliśmy pozostać przyjaciółmi. Chociaż być może znowu zachciałoby mu się mnie całować i moje załamanie nie miałoby końca. 
   Postanowiłam wybrać się na spacer. Noc była nadzwyczaj piękna. Zawsze lubiłam nocne podróże. Można wtedy zastanowić się nad wieloma ważnymi sprawami. Zastanawiałam się czy odwiedzić rodziców. Niesamowite - córka musi zabiegać o względy rodziców. Przypomniałam sobie ojca - wiecznie złego, wymagającego, nienawidzącego ani mnie, ani mojej mamy. No właśnie - mama. Jej jedynej było mi żal. Biedna, samotna, skazana na tatę. Na prawdę za nią tęskniłam, chociaż między nami bywały różne chwile, być może nie zachowywała się jak matka, ale...Co mogła zrobić? Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam wyjść na jakąś nawiedzoną i ryczeć na ulicy, więc postanowiłam wrócić do Instytutu, który w obecnej sytuacji był najlepszym miejscem, co nie oznacza, że go lubiłam. Wydawał się mi taki obcy. Spędzanie tam czasu było udręką, ale nie miałam innego wyjścia.
   Postanowiłam pójść na skróty, czyli bocznymi uliczkami. Zapomniałam o niebezpieczeństwach jakie na mnie czyhają z dala od cywilizacji. Nagle usłyszałam jakieś śmiechy. Niech to szlag - grupka chłopaków, na oko 18-letnich. Przyśpieszyłam kroku : 
- Ej piękna nie uciekaj! - krzyknął, najwyższy.
- Zapraszamy do nas - rzekł, niższy.
- Z nami dobra zabawa gwarantowana! - dodał, brunet.
- Lubisz takie klimaty, co nie? - odparł, blondyn.
Wybuchnęli śmiechem. Pod moimi nogami potoczyła się puszka piwa, a za nią następna i tak kolejne pięć. W końcu do mnie podbiegli. Zaczęli dotykać moich włosów, gdy nagle...Pojawił się Mick :
- No, panowie! Grzecznie pójdziecie do domu? Czy może potrzebujecie mojej pomocy? - rzekł, ze śmiechem.
- Spieprzaj! - rzekł, blondyn (łagodna wersja jego słów).
- Ostrzegałem - odparł, kpiąco Mick.
Odepchnął ich jedną ręką ode mnie. Najwyższego uderzył prosto w brzuch, najniższego kopnął w nogi, a bruneta z blondynem uderzył w ten sposób, że obili się głowami. Wszyscy nieprzytomni leżeli na ziemi :
- Lubisz się pakować w kłopoty, co? - rzekł, podchodząc do mnie.
- To moja specjalność - odparłam, wciąż nie mogąc uwierzyć w zaistniałą sytuację.
Było mi wstyd, wyszłam na kompletną łamagę, która nie potrafi sobie poradzić z zwykłymi ludźmi, a co dopiero z wampirami?! 
   Wsiadłam do jego czarnego samochodu. Zrobił taki manewr, że moja twarz wylądowała na jego kolanach. Zawstydzona niemal natychmiast się wyprostowałam : 
- Myślałem, że z tym poczekamy do pierwszej randki - rzekł, ze śmiechem.
Odwróciłam głowę :
- A tak w ogóle to jestem Mick - dodał, po chwili.
- Wiem - rzekłam, patrząc na jego idealną cerę.
- A ty? - zignorował moją odpowiedź.
- Megan - odparłam, z lekkim uśmiechem.
- Ładnie - rzekł, wesoło.
W końcu dojechaliśmy :
- Dziękuję za pomoc - rzekłam, wychodząc z samochodu.
- Może w nagrodę dasz mi buziaka? - spytał, ironicznie.
- Może kiedyś - odparłam, próbując być uwodzicielską.
Uśmiechnął się. Musnął mą dłoń, razem weszliśmy do środka, a także siedzieliśmy obok siebie na kolacji. Kątem oka dostrzegłam spoglądającego na nas Jace'a. Uśmiech wykwitł na mojej twarzy :
- Niech wie, że wcale się nim nie przejmuję - pomyślałam.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 12

   "To nie może być prawda! Wszystko tylko nie on!" - pomyślałam, zdenerwowana. Wiele osób powiedziało by, że byłam do niego uprzedzona. W końcu znałam go dopiero dwa tygodnie, ale w jednej chwili przypomniały mi się wszystkie złe wspomnienia związane z nim : próba pocałunku, który dla niego nic nie znaczył, zabawianie się z inną panną na moich oczach, naśmiewanie się ze mnie (nigdy nie traktował mojej osoby poważnie), kłamstwo...Z tej złości rozbolała mnie głowa :
- Bello, czy nie może ktoś inny tego zrobić? - spytałam, z nadzieją.
- Jace jest najlepszym łowcą w Londynie. Zależy mi na tobie, Megan i gdyby coś ci się stało...- rzekła, z nagłym smutkiem.
Komuś na mnie zależy. Miałam ochotę na uścisk, ale w porę się opanowała i wróciła do swojego normalnego tonu, który przywołał mnie do porządku :
- Chcę, abyście przynajmniej większość czasu ze sobą spędzali, a teraz wybaczcie, ale mam masę innych spraw - rzekła,  wychodząc.
- Pamiętaj Megan to dla twojego dobra - dodała.
   Zostaliśmy sami. Unikałam jego wzroku. Usiadłam na ławce i wpatrzona w swoje buty siedziałam w milczeniu :
- Szukasz jakieś skazy? - spytał, siadając obok mnie.
Spiorunowałam go wzrokiem :
- Nieźle ci poszło na tym statku - rzekł, po chwili.
Pochwalił mnie. To jedno zdanie sprawiło, że cała negatywna energia ze mnie spłynęła :
- Dzięki - odparłam, z dumą.
- Chociaż moim zdaniem cała ta sytuacja była co na mniej śmieszna. Piraci występują w bajkach dla małych dzieci - rzekł, rozbawiony.
- Chyba nie oglądałeś filmu "Piraci z Karaibów". Radziłabym ci oglądnąć, no chyba, że preferujesz filmy o wampirach, aby się doszkolić - odparłam, ze śmiechem.
Było to mało zabawne - wiem, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy :
- Proszę cię tylko nie te marne wampirki. Nienawidzę tego. Ludzie, którzy to wymyślają mają bujną wyobraźnię. Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, ale co tam. Najważniejsze są pieniądze, a niektóre dzieciaki w to na prawdę wierzą - rzekł, poważnie.
- Każdy widzi to co chce widzieć - odparłam, szybko.
- Co masz na myśli, Megan? - spytał, zaciekawiony.
- Każdy z nas patrzy innymi oczyma na ten świat. Często wmawiamy sobie pewne rzeczy po to, by czuć się lepszymi, by nie mieć wyrzutów sumienia. Zamykamy oczy na prawdę. Jesteśmy w stanie uwierzyć w kłamstwo, by poczuć ulgę. Ty widzisz świat z innej perspektywy - po części nudny, po części przekoloryzowany. Ja natomiast widzę piękno tego świata. To znaczy - widziałam, do póki nie dowiedziałam się o tym wszystkim - odparłam, poważnie.
Zamyślił się. Sądziłam, że zaraz wymyśli jakąś głupią odzywkę, a tymczasem :
- Każdy ma do tego prawo. Wolałaś żyć w niewiedzy? Co z tego, że wtedy wszystko było by piękne skoro nieprawdziwe - rzekł, obojętnie.
- Chyba tak - odparłam, bez chwili namysłu.
Chciałam skończyć ten temat, stał się ciężki i męczący :
- Jutro po lekcjach zaczynamy trening i nie chcę słyszeć żadnych wymówek panno Jonns - rzekł, wesoło.
- Tak jest kapitanie! - krzyknęłam.
Rozbawieni popędziliśmy do swoich pokoi. Wybiła 22 - godzina ciszy nocnej. Nie czułam się senna. Moje myśli błądziły w okół Jace'a :
- Może on nie jest taki zły - pomyślałam.
   Niestety następnego dnia kazano mi iść do szkoły. Nie pozwolono jednak wrócić do domu. Nie wiem dlaczego rodzice się na to zgodzili. Upewniało mnie to w ich nienawiści do mnie :
- Hej, dlaczego przez ten tydzień nie chodziłaś do szkoły? - z zamyśleń wyrwała mnie Jane.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na pewno nie mogłam jej powiedzieć tekstu typu :
- Hej, właśnie się dowiedziałam, że jestem wybraną, czyli pół łowcą, pół człowiekiem i mogę stanowić łatwy łup dla wampirów. W lesie nieopodal twojego domu zaatakował mnie jeden z nich. Twoi przyjaciele są łowcami, czyli zabójcami wampirów i posiadają nadprzyrodzone zdolności. Byłam nawet na pirackim okręcie, ale to jest akurat mało istotne.
Zamiast tego powiedziałam :
- Miałam pewne problemy...Zdrowotne...- rzekłam, co nie było kłamstwem, bo przecież ten tydzień przeleżałam w łóżku.
- Biedactwo! Mogłaś przynajmniej zadzwonić, no ale okay, rozumiem. I jak się teraz czujesz? - spytała, opiekuńczo.
- Lepiej - odparłam, udając kaszel.
Przytuliła mnie. Na prawdę było mi źle z powodu kłamstwa, ale ze względu na jej przeszłość nie mogłam jej tego powiedzieć. Z resztą to był wystarczający szok dla mnie :
- Słyszałam, że będziesz mieszkać w akademiku. Dlaczego? - spytała, trzymając mnie za rękę.
- Rodzice muszą gdzieś wyjechać i Bella zaproponowała, że najlepiej będzie jeśli będę mieszać w tej posiadłości - skłamałam.
- Ta Bella bardzo cię lubi. O żadnego z uczniów się tak nie troszczy. Czy wy jesteście spokrewnione? - odparła.
- Nic mi o tym nie wiadomo - rzekłam.
Jane miała rację Bella wykazywała się dużą troską o mnie. Zwyczajne dyrektorki nie zachowują się tak wobec swoich uczniów. Chociaż być może wiedziała w jakiej jestem sytuacji. Na pewno nieco się różniła od innych kobiet :
- Zróbmy małe śledztwo - odparła, po chwili Jane.
- Słucham? - spytałam, zdezorientowana.
- Takie dochodzenie, w którym sprawdzimy czy jesteście ze sobą spokrewnione. Przeszukamy jej papiery, pokój. To może być fajnym doświadczeniem, a przy okazji dowiesz się o kolejnym członku twojej rodziny - odparła, zafascynowana.
- Jane, nie! - krzyknęłam.
- Dlaczego? - spytała.
- To absurdalny pomysł i...Pośpieszmy się, bo spóźnimy się na lekcję - odparłam.
   Przez resztę drogi Jane nie odezwała się ani słowem. Przestała trzymać mnie za rękę i szłyśmy na dystans. Obraziła się, ale w tamtej chwili miałam to gdzieś. Nie mogłam sobie zatruwać głowy sprawami tak błahymi. Musiałam się skupić na treningach. Chodziło o moje życie! Odliczałam godziny do pierwszych ćwiczeń, gdy lekcje dobiegły końca popędziłam w dół po schodach, gdy nagle zatrzymała mnie Jane :
- Megan, co robisz po szkole? Otwarli nowy sklep i może wybierzemy się tam razem? - spytała, wesoło.
- Wybacz, ale nie mogę. Pa! - odparłam i pobiegłam w stronę Jace'a.
   Poszliśmy szkolnym korytarzem. Spotkaliśmy się z zdziwionymi spojrzeniami uczniów. Zdaję sobie sprawę jak podejrzanie musiało by to wyglądać. Niektórzy mogli myśleć, że się potajemnie spotykamy w celach rozrywkowych. Doszliśmy do murowanych drzwi z napisem :
PIWNICA - UCZNIOM WSTĘP WZBRONIONY!!!
Wyjął kluczyk i sprawnym ruchem palców otworzył drzwi. Zrobiłam krok w tył, dając do zrozumienia, że nie chcę łamać zasad, lecz on tylko szepnął :
- To Bella kazała nam tu trenować. Bez jej zgody w ogóle bym tu nie przyszedł. Spokojnie Megan.
Zeszliśmy krętymi schodami na sam dół. Idąc w ciemnościach chwyciłam się jego ręki. Przeprowadził mnie przez okropne ciemności. Kiedy mój wzrok przystosował się do ciemności nastała jasność. Zabolały mnie oczy, ale po kilku minutach ból odszedł. Staliśmy w ogromnej sali, przypominającej salę do zwykłych ćwiczeń gimnastycznych.
   Zaczęliśmy od męczącej rozgrzewki, która trwała przynajmniej 30 minut. Obolała chciałam się położyć, gdy otworzył drugie drzwi mówiąc :
- Zaczniemy od czegoś prostego, czyli wyćwiczymy twoje nogi. Na początek 5 km laskiem - rzekł.
Nie mogłam uwierzyć jakim cudem pod ziemię znalazł się las. Najpewniej wyszliśmy do nadziemnej części budynku. Ktoś nieźle to wymyślił. Nikt z normalnych uczniów nigdy nie dowie się o tej sali treningowej łowców. Niesamowite.
   Po kilometrze padłam na ziemię. Jace był daleko w przodzie. Dlaczego on mnie tak męczył?! W końcu wrócił. Nie był w ogóle spocony. Nie mogłam się nadziwić :
- Rozumiem, że wolisz wrócić do gimnastyki - rzekł.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam ile miałam sił w nogach. Biegliśmy razem. Wyrównałam oddech. Po przebiegnięciu kolejnego kilometra zrobiliśmy sobie przerwę. Na szczęście Jace zadbał o wodę :
- Pięknie - rzekłam, wpatrując się w otaczające nas lasy.
- Czuję się jak bym był z tobą na...Randce - odparł, ze śmiechem.
Uderzyłam go łokciem. Uśmiechnął się. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Mogłabym się rozpłynąć w tych jego błękitnych oczach. Emocje zadecydowały i...Pocałowaliśmy się. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale wiedziałam, że to co robiliśmy było niewłaściwe. Nie można się całować ot tak. Stanęłam i udając, że nic się nie stało krzyknęłam :
- Złap mnie, jeśli potrafisz!
Ruszył z miejsca, a ja pobiegłam jak najszybciej. Oczywiście po kilku minutach znalazłam się w jego objęciach. Odwróciłam głowę. Zetknęliśmy się nosami. Zaczął padać deszcz :
- To chyba jakiś znak - rzekł, nie puszczając mnie.
- Oznacza, że robimy coś złego - odparłam, wyplątując się z jego objęć.
Wróciłam do sali treningowej kierując się ku piwnicy :
- Przecież nie znasz trasy - rzekł, normalnym tonem.
- Poradzę sobie - odparłam, gniewnie.
Chwycił mnie za rękę :
- Megan, nie musisz się mnie obawiać. Obiecuję, że to co się zdarzyło w lesie już nigdy się nie powtórzy - rzekł.
- Nie - odparłam.
Zrobił zdziwioną minę :
- Nie? - spytał.
- Może ja nie chcę, żeby to poszło w niepamięć? - odparłam.
Zamilknął. Staliśmy w ciszy :
- Megan...- zaczął.
- Nie, Jace. Lepiej nie kończ. Po prostu zaprowadź mnie do pokoju, okay? Mam dość tych durnych ćwiczeń na dzisiaj - rzekłam, trzęsąc się z zimna.
- One nie są "durne" - odparł, urażony.
- Zaprowadź mnie do pokoju - zażądałam.
   W sypialni nie zdołałam powstrzymać łez. On nic do mnie nie czuł. Ja przecież do niego też. Wmawiałam sobie, że go nienawidzę, ale...Tak na prawdę go kochałam. Nie wiem czemu tak się mną bawił. Na imprezie lekko musnął me wargi i sprawiał wrażenie zauroczonego, ale potem obściskiwał się z jakąś obcą dziewczyną i to na moich oczach. W lesie zachowywał się tak jakby chciał być blisko mnie, ale potem dał mi do zrozumienia, że tamten pocałunek był pomyłką. W głowie roiło mi się od negatywnych myśli. Położyłam się z myślą, że już nigdy go nie dotknę :
- Muszę poprosić Bellę o zmianę partnera - pomyślałam.
W głowie jednak rozbrzmiewały mi słowa Belli :
"To dla twojego dobra".
- Cóż jeśli na prawdę jej na mnie zależy musi spełnić moją prośbę - pomyślałam, zaciskając pięść.