sobota, 29 marca 2014

Rozdział 10

   Następne dni kazano mi przeleżeć w łóżku. Czułam się na prawdę dobrze i nie widziałam sensu ciągłego leżenia w łóżku. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Starałam się nie myśleć o rodzicach, o tym, że nic dla nich nie znaczę. Najbardziej denerwował mnie fakt, że obietnice mamy na nic się nie zdały.
   W końcu pozwolili mi opuścić salę. W jadalni czekała na mnie Bella. Zupełnie o niej zapomniałam. Cała ta chora sytuacja sprawiła, że zapomniałam o całej tej szkole! Z lekkim uśmiechem podeszła do mnie, siląc się na uścisk :
- Jak się czujesz? - spytała, opiekuńczo.
- Świetnie i nie rozumiem dlaczego jestem tu przetrzymywana. Przyjechałaś, aby zabrać mnie do domu, prawda? - odparłam, z nadzieją.
Westchnęła :
- Megan. Na razie nie możesz wrócić do domu - rzekła, ponuro.
- Co? Dlaczego? Coś się stało? - spytałam, zmartwiona.
- Nie, ale może się coś stać - odparła, poważnie.
- To znaczy? - spytałam.
Wskazała mi ręką na krzesło. Chciała, abym usiadła. Zrobiłam to :
- Nie jesteś człowiekiem, o czym już wiesz. Być może jesteś łowcą, co oznaczałoby dla ciebie wiele dobrego. Dzisiaj przejdziesz test, który ostatecznie powie nam kim jesteś. Postacie nie z tego świata wyczuwają łowców i czasem potrafią ich zaatakować. Narazisz w ten sposób na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale i swoich bliskich, a teraz chodź. Przygotujemy cię do testu - rzekła, spokojnie.
A więc ona też jest w to wplątana, czy to możliwe, aby była łowcą? Zadawałam sobie te pytania idąc za nią długim, ciemnym korytarzem. W końcu dotarliśmy do celu naszej podróży, którym był pokój urządzony nowocześnie. Był ogromnych rozmiarów. Mnóstwo kostiumów, a także luster sprawiało, że czułam się tak jak przed jakimś przedstawieniem. Ostatnio występowałam w przedszkolu. Wtedy sprawiało mi to radość. Chciałam być aktorką. Ostatecznie aktorstwo znielubiłam przez ojca. Długa, niemiła historia, której nie będę wam opisywać.
   Założono na mnie kostium koloru granatowego, był elastyczny, a prze de wszystkim wygodny. Następnie związano me brąz włosy w luźny warkocz. Lekki makijaż sprawił, że "wróciłam do żywych". Nagle rozbłysły światła. Usłyszałam "powodzenia" i poszłam w jego kierunku. Serce biło mi jak oszalałe. Niestety nie było odwrotu. Doszłam do wielkiej, niebieskiej areny. Świeży podmuch wiatru orzeźwił mój umysł. Niebo było zachmurzone, zanosiło się na deszcz. Usłyszałam głos dobiegający z...No właśnie, w tym problem, że nie wiem skąd. Był silny, męski. Przeszły mnie dreszcze :
- Szybkość - rzekł.
Zdziwiona stałam niczym "słup", gdy nagle wyskoczył olbrzymich rozmiarów wilk. Sparaliżował mnie strach. Bestia z kłami ostrymi jak brzytwa leciała prosto na mnie. Przerażona nie mogłam się ruszyć. Nie byłam w stanie nawet krzyknąć. Nagle zwierzę padło na ziemię. Popatrzyłam za siebie - Bella!
   Uderzyła z całej siły go w tors. Z potężnym rykiem upadło na ziemię. Wstyd - to uczucie opanowało całą mnie. Z pewnością był to jeden z testów, a skoro rzucił "Szybkość" miałam uciekać. Chcieli sprawdzić moją sprawność fizyczną, a tymczasem zdziwiłam ich brakiem jakiejkolwiek reakcji. Bella patrzyła na mnie ze współczuciem. Nienawidziłam tego. Spotkałam się z tym w życiu tyle razy, że miałam prawo tego nie lubić. Myślałam, że dadzą mi spokój i odeślą z powrotem do pokoju, a tymczasem ten katastrofalny błąd wcale ich nie zrażał. Wręcz przeciwnie - on ich mobilizował.
    Kolejne słowa były następujące :
- Zwinność.
Spodziewałam się jakiegoś potwora, który wyskoczy tak jak poprzedni. Myślałam, że będę musiała go jakoś ominąć, a tymczasem z niewiadomego dla mnie miejsca wyleciały noże. Zszokowana postanowiłam, że tym razem nie stchórzę i stawię temu czoła. Szybkim ruchem upadłam na ziemię. Jeden z siedmiu miałam za sobą. Następnie nagły krok w bok i kolejne dwa za mną. Kolejnym ruchem był skok - dostały tylko trzy noże. Pewna siebie uznałam, że na pewno mi się uda. Chciałam zrobić akrobację zwaną "gwiazdą". Nie udało mi się tego dokonać. Upadłam na ziemię, a noże musnęły moją twarz o dziwo nie zostawiając żadnej skazy. No tak, były elektroniczne. Ktoś nimi kierował. Miały udawać ryzyko niebezpieczeństwa, w rzeczy samej z ich strony nic mi nie groziło.
   Jakiś szczupły chłopak podał mi dłoń. Wstałam, otrzepałam się i zmierzałam ku wyjściu. Zatrzymano mnie :
- Dokąd się wybierasz? To nie koniec testów - rzekł tajemniczy głos.
Zmęczona, zażenowana wróciłam na arenę :
- Mądrość - rzekł.
Pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy było rozwiązanie jakiegoś testu. Niestety okazało się to fałszywym stwierdzeniem, bo postać (prawdobodobnie wiedziała o czym myślę) dodała :
- Walki.
W mgnieniu oka znalazłam się gdzie indziej - na najprawdziwszym statku! Ten koszmar nie miał granic. W ciasnym pomieszczeniu oprócz mnie stali dziwnie ubrani dwaj mężczyźni - piraci :
- Co sądzisz? - spytali, po skończeniu ożywionej dyskusji.
Nie miałam pojęcia o czym rozmawiali, więc jak mogłam wyrazić swoją opinię? Postanowiłam grać na czas :
- Sądzę, że popłynięcie na północ będzie dla nas korzystne, ze względu na warunki atmosferyczne - rzekłam.
Spotkałam się z ich osłupionym spojrzeniem, a następnie śmiechem. Zmusiłam się na uśmiech :
- Doprawdy? Czyż nie sądzisz, że wejście w terytorium wroga będzie dla nas czymś co na dobre utknie w naszej pamięci? - odparł jeden z nich.
- Czyżbyście się bali? - spytałam, ze śmiechem.
- Zamilcz - odparli na raz.
- Dobrze, ale...Sądziłam, że tak wielcy i dostojni piraci jak wy nie boją się NICZEGO - rzekłam, z uśmiechem.
- My? Absolutnie...Tylko nasza załoga mogła by sobie nie poradzić. Myślimy o nich - odparł, po namyśle starszy.
- Myślicie, że uwierzę w te bzdurę? Jesteście ludźmi o stalowym sercu, nie obchodzi was nic po za bogactwem i sobą - rzekłam, zdenerwowana.
- Oceniasz nas na podstawie błędów pokoleń? - odparł przez zaciśnięte zęby młodszy.
- Tak, a może nie? Nie wiem - rzekłam, z lekkim uśmiechem.
- Za burtę z nią! - rozkazał starszy.
Normalny człowiek przeraził by się tak srogiej kary. Ja jedynie poczułam rozbawienie :
- To wasz sposób na załatwianie problemów? Tchórze - odparłam, jadowicie.
- Nie bądź taka święta. Na pewno masz jakieś grzechy na karku - rzekł, stojąc bardzo blisko mnie starszy. Położył mi rękę na brzuchu, którą natychmiast odepchnęłam :
- Kobiety! - krzyknął starszy.
- Nie dadzą, tylko będą marudzić i pouczać - dodał młodszy.
- Proponuję atak na wrogów. Być może zginiecie, ale przynajmniej odejdziecie stąd z dumą - rzekłam, poważnie.
Odetchnęli ciężko. Zniecierpliwiona czekałam na ich reakcję :
- Za burtę z nią! - krzyknął, po chwili starszy.
Moje słowa na nic się nie zdały, byli tak ogarnięci pychą, że nawet chiński uczony nic by nie wskórał :
- Moment. Pozbycie się mnie może sprowadzić na was WIELKIE niebezpieczeństwo - rzekłam, po chwili namysłu.
- Doprawdy? A cóż by mogło nam grozić za zabicie zwykłej, chłopskiej dziewczyny - odparł młodszy.
Znieruchomiałam. "Chłopskiej"?! Może nie śpię na pieniądzach, ale na pewno nie jestem jakimś elementem do pomiatania. Wściekła spróbowałam się opanować. Dwa wdechy i trzy wydechy. Uspokojona  z  uśmiechem rzekłam :
- Panowie, widzę, że macie błędne informacje. Pochodzę z zamożnej rodziny, która ma tak duże wpływy, że może kupić was i cały ten marny stateczek za marne dla nas grosze. Zabijcie mnie, proszę bardzo, ale bądźcie pewni, że sroga kara was nie ominie.
Chwilę to trwało, ale w końcu odpowiedzieli :
- Zgoda, pozostaniesz przy życiu. Wypuścić ją!
Znalazłam się z powrotem na arenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz