niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 6

   Stchórzyłam. Zamiast mu pomóc uciekłam. Przez myśl przechodziły mi najgorsze scenariusze np.Jace leżący cały zakrwawiony na ziemi. Przebiegły mnie dreszcze. Nagle poczułam, że ktoś chwycił mnie za ramię przerażona odwróciłam głowę - Jace!
   Sytuacja lubi się powtarzać, powinnam być zła, w końcu wystraszył mnie nie na żarty. Zamiast tego rzuciłam mu się na szyję, jednak on szybkim ruchem odepchnął mnie od siebie :
- Jace! Ty żyjesz! - krzyknęłam, szczęśliwa.
- Nie róbmy z tego takiej afery - odparł, obojętnie.
- Kto to był? Zrobił ci coś? - spytałam, opiekuńczo.
- Jak widzisz stoję przed tobą w jednym kawałku, ten mężczyzna pytał tylko o godzinę - rzekł, szybko.
- Serio? - odparłam, nie mogąc uwierzyć.
- Tak, a teraz chodźmy. Przecież musisz jakoś trafić do domu - rzekł, idąc w kierunku metra.
   Czułam, że kłamie. Wszystko było zagmatwane. Cieszyłam się, że wreszcie znajdę się w domu. Jechaliśmy w ciszy, która absolutnie mi odpowiadała. Odprowadził mnie, za co byłam mu niezwykle wdzięczna. Staliśmy przed mym domem :
- Dobranoc - rzekł.
- Pa - odparłam.
   W domu panowała zupełna cisza. Na palcach weszłam do kuchni, na moje nieszczęście siedziała tam mama. Wyglądała na nieobecną duchem. Kiedy usłyszała moje kroki natychmiast zerwała się na równe nogi. Jej mina wyrażała gniew. Wzięłam głęboki wdech :
- Gdzie byłaś? - spytała, ponuro.
- Z przyjaciółmi...-odparłam, niepewnie.
- Nie pytam z kim, tylko gdzie - rzekła, lodowato.
Przeszły mnie ciarki, zazwyczaj uchodziła za osobę opanowaną :
- Tańczyliśmy...- odparłam, niepewnie.
- Megan! Do jasnej cholery! Nie pytam się z kim, co robiliście! Tylko gdzie byłaś! - krzyknęła, uderzając ręką w stół.
- W budynku...- odparłam, cicho.
- Jakim?! - spytała, widziałam, że jej cierpliwość dobiegała końca :
- Fajnym - odparłam, zdenerwowana.
Zamachnęła się, jej oczy wyrażały smutek. Zrobiło mi się jej żal :
- Nie pamiętam nazwy, ale była tam impreza. Nic złego się nie działo, świetnie się bawiłam, a jeśli chodzi o alkohol nie wzięłam do ust. Przecież mnie znasz - rzekłam.
- Miałaś wrócić o 23, a jest 24. Zdajesz sobie sprawę, że odchodziłam od zmysłów? Bałam się, że coś ci się stało. Jesteś taka niesprawiedliwa w stosunku do własnej matki - odparła, smutno.
- Zepsuł się nam motor, wracaliśmy na nogach - rzekłam, niemal desperacko.
- Idź do pokoju. Nie myśl, że przejdzie ci to płazem - odparła, wskazując gestem dłoni drzwi.
   Następnego dnia nie rozmawiałyśmy. Próbowałam naprawić sytuację, ale mama była uparta. Poszłam, więc do szkoły z ponurą miną. Na korytarzu dopadła mnie Jane :
- Jak tam po imprezie? - spytała, na przywitanie.
- Lepiej nie pytaj, widziałaś Jace'a? - odparłam, poważnie.
- Nie - rzekła, obojętnie.
    Wieczorem postanowiłam wybrać się na spacer, ku mojemu zaskoczeniu na jednej z ławek w parku siedział Jace :
- Cześć, a ty nie w domu? Sądziłem, że będziesz miała szlaban - rzekł, gdy usiadłam obok niego.
Zastanawiałam się skąd wiedział o mojej kłótni z mamą, w końcu nikomu o tym nie mówiłam :
- Dlaczego miałabym mieć szlaban? - spytałam, zdziwiona.
- Mniejszości nastolatków udaje się uniknąć kłopotów, gdy wraca po północy - odparł, obojętnie.
- Jak widzisz należę do tej garstki - rzekłam, lodowato.
Uśmiechnął się lekko :
- Jace, możesz mi powiedzieć kim na prawdę był ten mężczyzna? - spytałam, po chwili ciszy.
- Nie wiem, pytał tylko o godzinę. Nie pytałem się go o stan rodzinny i status w związku - odparł.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi - rzekłam, ponuro.
- Megan, coś ci pokażę - odparł, biorąc mnie za rękę.
   Szliśmy wąskimi uliczkami, nie miałam pojęcia dokąd, ale nie domagałam się wyjaśnień. W końcu dotarliśmy co celu. Moim oczom ukazała się ogromna posiadłość przypominającą zamek :
- Witaj na moim terenie - rzekł, otwierając bramę.
- Mieszkasz tutaj? - spytałam, nie kryjąc zdziwienia.
- Nie sam. Tutaj mieszkają uczniowie, którzy przyjechali z daleka. Luiza i Lucas też tu są - odparł.
Hol był wypełniony świecami. Prowadził mnie dużymi schodami na kolejne piętro. Znaleźliśmy się w pokoju, którego elementami były tylko łóżko i szafa, nie posiadało żadnych dodatków :
- To twój pokój? - spytałam, sadowiąc się na łóżku.
- Aż tak widać? - odparł, ze śmiechem.
- Lubisz utrzymywać porządek - rzekłam, patrząc w sufit.
- Nie mam żadnych zdjęć, ani innych idiotycznych przedmiotów. Nie potrzebne mi to do szczęścia - odparł, poważnie.
- Musisz tęsknić za rodziną - rzekłam, smutno.
- Nie mam rodziny - odparł, lodowato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz