- Jace! Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, zdezorientowana.
- Próbowałem cię zadowolić - odparł, ze śmiechem.
Spiorunowałam go wzrokiem i zeszłam z parkietu. Zmierzałam do wyjścia :
- Gdzie ty się wybierasz? - spytał, stając mi na drodze.
- Jak najdalej od ciebie - odparłam, lodowato.
- Powodzenia - rzekł, z niekrytym uśmiechem.
- Denerwujesz mnie, wiesz? - odparłam.
- Domyślam się - rzekł.
- Wychodzę - odparłam, wściekła.
- Megan, stój! Na prawdę chcę z tobą zatańczyć - odparł, spokojnie.
- Może ja nie chcę? - rzekłam, spojrzał mi prosto w oczy.
Nogi zapadły mi się pod ziemię. Był idealny, normalna dziewczyna dała by się zabić, aby móc spędzić z nim choć jedną chwilę. No tak, ale ja nie byłam do końca normalna. Nim powróciłam do świata rzeczywistego zobaczyłam, że jestem na parkiecie. Co więcej z nim. Muzyka była głośna, rytmiczna. Poruszał się zgrabnie, emocje sięgnęły granic, gdy dotknął mej ręki. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, co oczywiście nie było możliwe. Z nieustającym uśmiechem zbliżył mnie do siebie. Lekko musnął me usta. Oczekiwałam więcej. Jednak na tym przestał. Będąc blisko niego poczułam jego zapach, pachniał czymś czego nie potrafiłam zidentyfikować. Trochę różami, trochę mydłem. W końcu usiedliśmy przy barze :
- Chyba nie było tak źle - rzekł, sącząc drinka.
- Tak...- wydukałam.
- Wybacz, ale będę musiał cię opuścić - odparł, po chwili.
Nie zdążyłam spytać dokąd idzie, nagle zobaczyłam go w objęciach jakieś blondynki :
- No tak...Może mieć każdą, więc dlaczego miałby zainteresować się mną? - pomyślałam.
Poruszali się seksownie. Zaschło mi w gardle - całowali się.
Tego było za wiele. Napięcie zeszłam z krzesła i wybiegłam w kierunku drzwi. Stojąc na zewnątrz zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie się znajduję. Nie chciałam wrócić do klubu cuchnącego papierosami i przepełnionego dymem. Zrozumiałam dlaczego Jane unika takich miejsc. Zastanawiało mnie gdzie jest Luiza i Lucas. Może obściskiwali się w jakimś kącie? Kopnęłam znajdujący się blisko mnie kosz. Działałam spontanicznie, z nutką desperacji. Kątem oka dostrzegłam jakąś kłótnię. Podeszłam bliżej. Schowana za ścianą nasłuchiwałam :
- Wynoście się stąd! To nasz teren - krzyknął, ubrany na czarno, blady mężczyzna.
- Przyszliśmy, aby was ostrzec - rzekł, spokojnie opalony, nieco niższy brunet.
- Niby przed czym? - spytała, długowłosa, blondynka.
- Ten jest na wolności - odparł, z powagą brunet.
- To nie możliwe! - krzyknął, blady mężczyzna.
- W związku z zaistniałą sytuacją najbezpieczniej będzie nawiązać tymczasowy sojusz - rzekł, wysoki brunet o ciemnej karnacji.
- Nigdy, chociaż mielibyśmy zginąć, a teraz idźcie tam skąd przyszliście, bo obiecuję wasza krew poleje się po całej ziemi ludzkiej - odparł, wściekły blady mężczyzna.
- Co ty wyprawiasz? - szepnął ktoś mi do ucha.
Przerażona odwróciłam głowę, to był na szczęście Jace.
Staliśmy po drugiej stronie. Kłótnia ucichła. Chciałam coś dojrzeć, ale byłam za daleko :
- Nie ładnie podsłuchiwać - rzekł, ze śmiechem.
- Nie ładnie pozostawiać samą siebie dziewczynę, którą się zaproszono i na jej oczach obściskiwać się z jakąś lalunią - odparłam, lodowato.
- Zazdrosna? - spytał, z uśmieszkiem.
- Nie, raczej wściekła. Zawieź mnie do domu - rzekłam, stanowczo.
- Skoro nalegasz, ale mam złe wieści. Motor mi się zepsuł, będziemy zmuszeni iść na nogach jakiś kilometr - odparł, obojętnie.
- Okay, to chodźmy - rzekłam, ponuro.
Szliśmy, otaczała nas absolutna ciemność. Tylko słabe lampy pomagały nam w dowiedzeniu się gdzie idziemy :
- Nie wiesz o co się kłócili? - spytałam, po chwili.
Zamilkł, zastanawiał się :
- Pewnie chodziło o jakąś błahostkę, nie ważne - odparł, szybko.
- Mówili o kimś, że jest na wolności - rzekłam, z determinacją w głosie.
- Nieistotne - odparł, obojętnie.
Nagle usłyszałam syk, obejrzałam się za siebie - nikogo nie było. Po kilku minutach syczenie się powtórzyło, tym razem Jace również zdenerwowany trzymał się za pas. Z jednego z zaułków wychodził jakiś cień :
- Uciekaj - szepnął Jace.
Nie musiał nalegać zrobiłam to od razu. Biegłam ile sił w nogach. W końcu znalazłam się na jednej z ruchliwych ulic. Odetchnęłam z ulgą, byłam bezpieczna. Jedna myśl nie dawała mi spokoju - co z Jacem i kim była ta postać? No to mamy dwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz